Gdy ogarnie Cię smutek
Gdy masz doła
Nie brnij w ten stan
Podnieś wzrok
Popatrz na niebo
Przyjmij promień Słońca
Nadstaw uszu
Usłyszysz ptaka
Usłyszysz wiatr
Poczuj, że jesteś
W tym, a nie innym miejscu
Nie odchodź
Zostań
Możesz zobaczyć tęczę
Wokół same izmy
Najpierw organizm
Nasza klatka
Są i inne
Alkoholizm
Nikotynizm
Seksizm
Pracoholizm
Fejsbukoholizm
Książkoholizm
Wreszcie eskapizm
Kiedy chcemy uciec
Bo mamy dość
Chcemy być wolni
Jednak to też izm
Niech nadejdzie czas
Życizmu
Życioholizmu
Gdzie jedynym uzależnieniem jest
Uzależnienie od oddechu
A jedyna mania
To mania na punkcie piękna
Żywego świata
Tego co został za oknem
W lesie
Na łące
W śpiewie ptaka
W szumie wiatru
Blasku Słońca
Pod kamieniem
W sercu na dnie
Patrzę na wzburzone fale morza
Zbliżają się jak lwy morskie
By za chwilę się wycofać
Wysokie bałwany
Pojawiają się znikąd
By rozpłynąć się jak mara
Czyżby wzburzenie było pozorne?
Głazy polane wodą wzburzonych fal
Są niezmiennie spokojne
Spokój w niepokoju
Cisza w wzburzeniu
A jak jest z falami serca?
Góra
Wzniesienie
Rowokół
Zupełnie zwyczajna
Na pierwszy rzut oka
Jednak wyjątkowa
Ma w sobie historię
Praprzodków
Tu się zbierali
Tu nabierali mocy
Z punktu
Na wzniesieniu
Rozciąga się widok
Na przepiękną krainę
Kiedyś mieszkali tu Słowińcy
A gdyby tak wrócić
Do słowińskich czasów
I żyć jak oni
Zwyczajnie
I wchodzić na zwyczajnie niezwyczajną górę